Vademecum
Przygotowanie do studiów medycznych
Kierunek lekarski - jak wyglądają studia (przedmioty kliniczne cz. 2)

Kierunek lekarski - jak wyglądają studia (przedmioty kliniczne cz. 2)

Zapisuję
Zapisz
Zapisane

Niniejszy tekst jest częścią serii artykułów opisujących pobieżnie wszystkie ważniejsze przedmioty zawarte w programie studiów kierunku lekarskiego. Zebrane są one w dwie kategorie: nauki podstawowe i przedmioty kliniczne, na których ma się już realny kontakt z pacjentem. Tekst powstał na podstawie wrażeń własnych autora i szeroko zakrojonego wywiadu wśród studentów i absolwentów wszystkich polskich uczelni medycznych. Ma na celu przybliżenie maturzystom zainteresowanych medycyną i studentom przebiegu studiów, by mogli świadomie podjąć tę jakże masochistyczną decyzję o zostaniu lekarzem.

To już ostatnia, czwarta publikacja z cyklu “Medycyna czyli jak to wygląda i po co to wszystko?” kończąca opis zajęć klinicznych.

Przedmioty Kliniczne część II:

Medycyna Nuklearna

O ile ktoś nie chce być radiologiem, albo onkologiem, to śmiało mogę strzelać, że będą to dla was najnudniejsze zajęcia kliniczne na studiach. Setki obrazków, ciasne korytarze bunkrów, czasami ciemne na tyle, że z powodzeniem można by tam nakręcić horror klasy B. Specjalizacja sama w sobie mocno fizyczna, więc jeśli ktoś lubił fizykę, to będzie się czuć spełniony. Niemniej patrząc na tendencję wypychania fizyki na maturze przez chemie, nie wróżę wielkiego sukcesu tym ćwiczeniom.

Medycyna Ratunkowa

Kolejne mocno kontrowersyjne zajęcia. Każdemu przed studiami, czy przed tymi ćwiczeniami wydaje się, że SOR to prawdziwe życie lekarza i nie może się doczekać, kiedy ramię w ramię z doktorem będzie ratował życie jeszcze na studiach, a potem samemu już jako lekarz. Ha, całe studia się tak nie rozczarowałem jak na ratunkowej. Te zajęcia mają 2 wady, pierwsza jest jednocześnie zaletą. Kto mi poda ile czasu studenci powinni poświęcić na manekiny z BLS i ALS? Chyba nie ma dobrej odpowiedzi, patrząc po tym, że po roku tych ćwiczeń niektórzy ze studentów nadal nie umieją, albo wręcz brzydzą się wykonać poprawnie RKO. Spuszczę na to zasłonę milczenia. Większość zajęć spędza się dmuchając te nieszczęsne manekiny, bo to naprawdę może się tym znudzić. Wtedy idziecie na SOR. Adrenalina, ratowanie ludzkiego życia, sensacja… tylko po to, by popodpierać ścianę, bo nic tak naprawdę wam nie dadzą zrobić, a potem idziecie do domu. Już po praktykach wakacyjnych na SOR uważałem, że nawet mało rozgarnięty student gdy zobaczy spuchniętą jak bania po upadku kostkę, to wyśle zrobić RTG, a jak zobaczy ranę do szycia, to ją zszyje, ew zawoła chirurga. Naprawdę odciążono by SORy, gdyby grupa studencka przychodziła np. na dwu-godzinne dyżury, gdzie pod okiem dyżurnego zajmowała by się pacjentami. Wydajność SORu by wzrosła, lekarze mieli by lżej, pacjenci byli by zadowoleni, bo szybciej obsłużeni. Gdzie tkwi problem, żeby tak zrobić, a studentów wreszcie nauczyć praktyki innej niż dmuchanie manekina?

Medycyna Rodzinna

Nudziłeś się na internie, na seminariach grałeś w Angry Birds, a ćwiczenia farmy spędzałeś na Tinderze? No to masz problem, bo same zajęcia wymagają niestety podstawowej wiedzy, której większość studentów (w tym ja, przyznaję się bez bicia) wtedy nie miała. Czy to ze swojej własnej, czy zajęć winy nie oceniam. Niemniej każdy, kto zobaczy potem gołą pensję rezydenta chce dorobić. Najlepiej w POZ. I wtedy zaczyna się jazda, przerażenie i każda wizyta pacjenta z otwartym Bartoszmowi, google, empendium i Bóg wie czym jeszcze. Oszczędź sobie stresu, uważaj na internie, farmie i rodzinnej.

Medycyna Sądowa

[W tle gra motyw przewodni „z archiwum X] Ta da da da da dam. Czasami tak się czułem dowiadując się w jaki sposób sprawdza się takie, czy inne zeznania świadków co do popełnionych zbrodni. Same zajęcia mało przyjemne (no chyba, że masz zatkany nos i jesteś niewidomy), w wymagają znajomości prawa (miłego wkuwania kodeksu karnego, poczujecie się jak studenci prawa). Są za to świetnym ćwiczeniem intelektualnym, gdy ustala się jaki był przebieg wypadku/czynu zabronionego/przestępstwa. Świetna sprawa, a Ci którym nie udało się zemdleć na ćwiczeniach z anatomii, mają ostatnią szansę zrobić to jeszcze jako student medycyny. Na widok, albo zapach tego, co robi się na ćwiczeniach. A Ci którzy już po studiach mają na wieki wieków dość pacjentów i byli nogami z patomorfologii doznają wreszcie oświecenia co do tego, co będą w dalszym życiu robić.

Neurochirurgia

Wyodrębniona z innych chirurgii z jednego powodu. Osobiście byłem zszokowany zobaczeniem jak żmudna i trudna jest to robota. Skrobanie po dziesiątej milimetrów by wyciąć wszystko i jak najwięcej ocalić. Z racji neuronawigacji i mikroskopów, bardzo dużo widać ale i bardzo mało człowiek na tym obrazie widzi bez opisującego to na bieżąco lekarza. Ciekawe zajęcia dla przyszłych zabiegowców.

Neurologia

Do tych ćwiczeń nie wierzyłem, że do czegokolwiek i kiedykolwiek są potrzebne „drogi nerwowe” z anatomii. Na neurologii szybko zderzyłem się z rzeczywistością i przepraszając się po latach z anatomią wróciłem do podstaw. Strasznie trudne ale i fascynujące zajęcia. Dla każdego przyszłego lekarza, który chce obstawiać SOR czy POZ niezbędnik.

Okulistyka

Zbadaj oko w lampie szczelinowej, zerknij wziernikiem, brawo teraz z soczewką. Nie udało się, próbuj dalej. Fajne, ciekawe, ale nie odpowiadające na pytanie czemu tak wiele kobiet chce być okulistką. Pierwsze zajęcia na których wywiad jest krótszy od badania pacjenta. Uczą jak łatwo stracić wzrok.

Onkologia

Wartościowe zajęcia, które przede wszystkim uczą pokory i opanowania emocji. Bo jak przejść do porządku dziennego, gdy rozmawia się z umierającymi, często bardzo młodymi osobami. Często takimi na 3 czy 4 kursie chemii, które są świadome wyroku który na nich ciąży, ale chcą jeszcze dożyć np. do komunii córki. Jedyne zajęcia, na których nawet największe gaduły nie wiedzą co powiedzieć. Czasami to pacjenci pocieszają studentów, którzy nie dali rady powstrzymać emocji. Niezbędnik medyczny, nie tyle z powodu wiedzy, co pokory której uczy.

Ortopedia z traumatologią

Nie zliczę ilości dowcipów o ortopedach. To chyba największy dział, większy nawet od „chirurdzy kontra anestezjolodzy”. Jak to z dowcipami, bywają bardzo nierówne. Takie są też te ćwiczenia, bo część z was spędzi je na SOR, inni na bloku jeszcze inni na oddziale. Jedni się czegoś nauczą, inni niczego. Zajęcia z dedykacją dla sportowców, jeśli macie jakiegoś w grupie to na pewno zapyta się o każdą ze swoich tysiąca kontuzji zanudzając całą grupę. Ewentualnie to na nim lekarz będzie pokazywał różne patologie, które normalnie mają ludzie 60+. Niezbędnik przyszłych SORowców.

Otolaryngologia

Nazwa przedmiotu niebawem chyba zostanie zmieniona na otolaryngoonkologię. Podobnie jak na pulmonach pokutuje tutaj polska tradycja palenia na wyścigi „Mocnych” czy innych „Robotniczych” bez filtra. Ciekawostką jest to, że kogo się nie zapyta, to laryngi są „spoko, lajtowymi zajęciami, na których jednak czegoś uczą”. Sporo osób po tych ćwiczeniach zaczyna się zastanawiać nad byciem laryngologiem, więc coś w tym jest.

Pediatria

Zwana przez złośliwych weterynarią. Morze ćwiczeń które ma jeden wspólny, niesamowicie irytujący i odrzucający większość przyszłych pediatrów mianownik który prawdopodobnie powoduje, że jest to specjalizacja deficytowa. RODZICE. To co wyniesiecie z tych zajęć, to to, że przed pójściem z kimś do łóżka powinno się rozwiązywać test na IQ. Stracicie rachubę ile to razy będzie wam szkoda dzieciaków, które mają po prostu głupich rodziców. Będziecie głównie zbierać wywiady, bo mniej dzieci, niż dorosłych daje się zbadać, ale za to są dużo milszymi i wdzięczniejszymi pacjentami. Fajne zajęcia, dopóki nie będziecie gadać z rodzicami, wtedy nasłuchacie się wszystkich nowinek od dr Google, z autyzmem od szczepionek na czele. Najważniejsze co nauczycie się z tych zajęć, odpowiedź na pytanie „po co to wszystko?” Brzmi: Lekarzu, jak masz chore dziecko, to nie lecz go sam tylko migiem do pediatry. I, że bycie rodzicem często odbiera zdrowy rozsądek.

Psychiatria

Dwubiegunowe zajęcia. Niesamowicie dołujące tym jak ponuro wyglądają choroby psychiczne i bardzo pocieszające, że jednak da się je leczyć. Najważniejsze co wyniesiecie z zajęć, to to, by patrzeć, czy aby wasz pacjent, bądź członek rodziny nie ma depresji. Same zajęcia ciężkie do opisania, to trzeba przeżyć osobiście.

Radiologia

Najbardziej dobijające w tych zajęciach jest to, że sami asystenci chcieliby, żeby były ciekawe. Niestety nauka radiologii polega na oglądaniu coraz to większej ilości zdjęć. Spróbujcie ciekawie oglądać RTG płuc. Już w pracy zobaczycie zdjęcie, „Hmm chyba coś tu jest, ale nie wiem, to guz czy torbiel? Poczekam na opis radiologa” To chyba najlepiej oddaje sens radiologii.

Rehabilitacja

Nie wiem po jaką cholerę są z tego zajęcia w takiej formie. Nie mam pojęcia po co kształci się kolejnych specjalistów z tej dziedziny, skoro są fizjoterapeuci. Neurolog/Ortopeda leczy i wypisuje zalecenia, fizjoterapeuta realizuje. Po co tam pchać lekarza? A bo kiedyś lekarze robili wszystko od leczenia po zarządzanie szpitalem, więc niech tak będzie dalej, to nic, że to bez sensu. Co wyniesiecie z tych zajęć? Świadomość jak straszne mogą być schorzenia neurologiczne, reumatyczne i ortopedyczne. I nadzieję jak wiele może w takim stanie pomóc fizjoterapia. Nie oszukujcie się, że nauczycie się czegokolwiek innego. Najlepiej w ogóle olejcie te ćwiczenia i poczytajcie w tym czasie neurologię.

Symulacje

Cała nadzieja w symulacjach, poważnie widzę w nich to, co większość kibiców biało-czerwonych w Robercie Lewandowskim. Nadzieję, że w końcu przestaniemy być zaściankiem. Takim o którym się mówi, że robi postępy, ale jeszcze nie dorósł do wyższej ligi. Koniec z podpieraniem ścian, koniec z zajęciami zbierzcie wywiad i do domu. Leczcie pacjenta od przyjęcia na SOR aż po wypis. Sami, wg własnej wiedzy. Sami planujcie całą diagnostykę i leczenie. Sami odczytujcie wyniki postępowania diagnostyczno-terapeutycznego. Być może większość medycyny wyląduje w tych centrach/katedrach symulacji, wszystkim bym tego życzył. Takich, gdzie lekarz będzie tylko dla was, a nie w papierach dla NFZ. Tam, gdzie możecie podać lek, założyć wkłucie, zaintubować, zrobić kardiowersję i zszyć skórę nie tylko od święta i nie tylko będąc wybrańcem z całej 20 osobowej grupy, ale na każdych zajęciach. Aż się nauczysz robić to dobrze. Choćby i słaba symulacja da wam porównywalne umiejętności, co najlepsze zawalone obowiązkami i mające studentów daleko na szarym końcu listy priorytetów kliniki. Studenci, symulujcie, to wam się naprawdę przyda! Osobiście bawi mnie jak poszczególne władze uczelni są przeciwne symulacjom, uważając, że odhumanizowują medycynę. Nic tak nie humanizuje medycyny, jak wymiana plotek pod ścianą sali operacyjnej oglądając plecy operatora, prawda?

Urologia

Wyłączona przeze mnie z chirurgii chyba tylko z racji braku słowa chirurgia w nazwie. Jak będziecie chcieli coś zobaczyć i się nauczyć, to zobaczycie, a nawet zrobicie. Jak nie będziecie chcieć, to wam problemów robić nie będą „bo nie każdy będzie urologiem”. Dla kobiet wystarczy wiedzieć jak leczy się zastój moczu i kamicę, dla panów warto wiedzieć jakich objawów u siebie wypatrywać po 50tce.

I tak dotarliśmy do końca opisu przedmiotów klinicznych. Jeśli sami przez to przebrnęliście w praktyce, to pewnie bolą was nadgarstki od pisania wywiadów, gardła od pytania „co się stało, że trafił pan do szpitala”, oczy od zerkania co tam na fb w trakcie radiologii i plecy od podpierania ścian na zabiegówkach. Medycyna, piękna przygoda. Szkoda, że marnuje 6 lat życia, tylko po to, by wszystkiego nauczyć w pośpiechu na stażu. Policzcie, ile razy wam czegoś nie pokazano, bo „nauczycie się tego na stażu”. Sporo tego prawda? I wiecie co? Jeśli będziecie chcieli, to jest to wszystko smutna prawda. O ile przedmioty przedkliniczne w sporej części są bezsensowne i przeładowane do granic, o tyle problem klinicznych polega na tym, że większość z klinik będzie od was wymagała wiedzy nie ogólnej (a podobno po studiach mamy być lekarzem ogólnym), co specjalistycznej. Nie da się być specjalistą ze wszystkiego, więc musicie sobie uważnie wybierać, to na co położyć większy nacisk. Potem zrobicie specjalizację i i tak będziecie znać się tylko na swojej wąziutkiej dziedzinie. A wasze dzieci będą później męczone tak samo jak wy i wasi dziadkowie 50 lat temu.

Nie zgadzasz się z moim opisem? Na Twoich zajęciach było zupełnie inaczej? A może dokładnie tak, jak to opisałem? Daj o tym znać w komentarzach!

To już ostatnia część z serii. Chcesz zobaczyć wszystkie artykuły?

autor: K.L.